ISIDORUS felietony
Dzisiaj jest niedziela, 19. maja 2024    
Logowanie | Rejestracja







Najnowsze:
Społeczeństwo
Wiara
Dziecko
Młodzież
Małżonkowie
Rodzice
Seniorzy
Codzienność
Duchowni
Kultura i sztuka
Powrót Powrót
A żeby cię! (…) Drukuj
poniedziałek, 14 lipca 2008, 14:00
Dodał: (Admin)
Wiele lat temu podczas rekolekcji w którejś z parafii naszej diecezji podeszła do mnie siwiuteńka babcia i powiedziała: - Proszę księdza, niech ksiądz wszędzie tam, gdzie będzie mówiło do ludzi, prosi ich o to, aby się nie przeklinali nawzajem. Żeby nie życzyli sobie źle, nie obrzucali się złymi, pełnymi jadu i nienawiści słowami, a najbardziej - aby matki, ojcowie nie przeklinali swoich dzieci. Nie wiedzą, jakie nieszczęście mogą na siebie na nie ściągnąć…



Często myślę o tej szczególnej prośbie, czynię jej zadość podczas rekolekcji, konferencji formacyjnych i coraz częściej - rozmawiając o tym potem, analizując z innymi konkretne historie ludzkie - dochodzę do wniosku, że moja rozmówczyni miała rację. Tak trudno jest nam przyjąć do wiadomości, że nie jesteśmy w świecie sami. Że świat jest wielowymiarowy, zarówno w aspekcie istnienia, jak też i wartościowania w kategoriach dobra i zła. Jest Bóg, jest Boża Opatrzność, ale też jest ktoś, kto nigdy nie zaakceptował relacji, jaka zaistniała pomiędzy Stwórcą i stworzeniem, kto żyje, karmi się wyłącznie nienawiścią. Mowa oczywiście o szatanie, upadłym aniele, który zbuntował się przeciw Bogu i upodobał sobie człowieka, jako cel swoich ataków. Używając obrazowego określenie św. Piotra „diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć”. (1 P 5, 8) Nie jesteśmy w tym złowrogim działaniu bezbronni. „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? - pyta retorycznie św. Paweł (Rz 8, 31). Komuś, kto żyje w przyjaźni z Bogiem, nic nie zagraża. Są jednak sytuacje, że człowiek - w pełni świadomie, bądź świadomie tylko w jakimś ograniczonym stopniu - odwraca się od Boga i zwraca się w zupełnie inną stronę: w stronę zła, nienawiści, nieposłuszeństwa swojemu Stwórcy. Odrzuca miłość, gardzi miłosierdziem, depcze przykazania. Sposób, w jaki to się może dokonać, jest wiele – jednym z nich jest właśnie przekleństwo.

Wulgarność, a przekleństwo
W tym momencie potrzebne jest pewne rozróżnienie. Czym innym jest wulgarność, zaśmiecając nasz język, konkretyzująca gniew, frustrację, złość, wulgarne słowa – wytrychy stosowane na określenie elementów rzeczywistości, czym innym obelga mająca za cel poniżenie osoby, wobec której jest adresowana. Czy innym wreszcie jest przekleństwo w sensie ścisłym (łac. imprecatio), które jest życzeniem niepowodzenia, klęski, złego losu, śmierci dla przeklinanej osoby. W powszechnym mniemaniu wymienione słowa są jednym i tym samym, ale nie jest to ścisłe. Mogą one się nawzajem pokrywać, ale nie muszą. Wulgarność jest jedną z oznak niskiej kultury, degradacji osobowości, słabości języka nie mogącego sobie poradzić ze złożonością mowy polskiej (odnoszę wrażenie że wszystkie k…, h…. i inne „kwiatki” funkcjonujące na zasadzie przecinków są po to, by dać sobie chwilę na zastanowienie i dobór kolejnego słowa). Wulgarność jest grzechem przeciwko przykazaniu miłości bliźniego – i w tym szeregu ludzkich ułomności trzeba ją lokować. Czym innym jest jednak świadome życzenie zła, pragnienie zguby danej osoby, zwracanie się wprost do złego ducha i proszenie go o wsparcie. Jest to nic innego jak dobrowolna rezygnacja z Bożej protekcji i zwrócenie się w dokładnie przeciwną stronę. Jest to wielka lekkomyślność: to tak, jakby ktoś wyjechał na miesiąc z domu i zostawił otwarte drzwi. Nie wie, kto weń wejdzie, co się stanie z jego mieniem. Przeklinający człowiek świadomie czyni siebie bezbronnym. Zło, które w efekcie tego zaproszenia się pojawia, jest konsekwencją decyzji ludzkiej woli. Szatan przejmuje we władanie tych, którzy dają mu do siebie dostęp - grzech i nieposłuszeństwo przykazaniom są tą rzeczywistością, w której czuje się najlepiej. Nic więc dziwnego, że człowiek, który się ku niemu zwraca, otrzymuje to, co otrzymać może: choroby, przykrości, niepowodzenie, zapętlenie się w zapiekłej złości, nienawiści – mimo tego, że może na początku kusi ono złudnym blaskiem, kusi fałszywym pięknem. Zło zawsze prowadzi do autodestrukcji i choć przekleństwo kierowane jest zwykle w stronę konkretnej osoby, ostatecznie zwraca się przeciwko przeklinającemu niszcząc go. Jasno o tym mówi Biblia: „Widzicie, ja kładę dziś przed wami błogosławieństwo i przekleństwo. Błogosławieństwo, jeśli usłuchacie poleceń Pana, waszego Boga, które ja wam dzisiaj daję - przekleństwo, jeśli nie usłuchacie poleceń Pana, waszego Boga, jeśli odstąpicie od drogi, którą ja wam dzisiaj wskazuję, a pójdziecie za bogami obcymi, których nie znacie”. (Pwt 11, 26-28)
Swoją kulminację przekleństwo osiąga w bluźnierstwie, które jest bezpośrednim zwróceniem się przeciwko Bogu, zakwestionowaniem jego przymiotów, totalnym odwróceniem się przeciwko Niemu.

Kto sieje wiatr…

Znam sytuacje, gdzie przekleństwo było w domu na porządku dziennym. Pijany syn przeklinał żonę, matkę, dzieci. One odpłacały mu się tym samym. Krzyki budziły sąsiadów już od wczesnego rana. Minęły lata – w domu tym po dziś dzień wszystko stoi „na głowie”. Życie rodzinne dzieci i wnuków się gmatwa, alkohol zbiera swoje ponure żniwo dalej, choroba dotyka co rusz kolejne osoby. Przypadek? Zbieg okoliczności? Może tak – może nie…
Znam sytuację, gdy dzieci, traktowane jako niepożądany balast – owoc tzw. „wpadki”- były przeklinane przez swoją matkę jeszcze wtedy gdy były w jej łonie. Mimo, że dziś są zaadoptowane przez nową rodzinę, otoczone wielką miłością i troską, nie potrafią znaleźć się w nowej sytuacji. Lęki, irracjonalne zachowania, wobec których lekarz, psycholog stają bezradni, dziwne stany umysłu, pojawiające się tam obrazy każą przypuszczać, że chodzi tu o coś, co wykracza poza zdolności terapeutyczne medycyny, czy uwarunkowania psychologiczne. Pytany przeze mnie egzorcysta, czy możliwe jest, aby dzieci mogły nieść w sobie tak potworny, demoniczny balas przekleństwa, potwierdził moje słowa. Trochę buntuje się przeciw temu nasz umysł, bo niby dlaczego niewinność ma być w ten sposób napiętnowana? A jednak… Za dzieci odpowiedzialni są rodzice. W ich imieniu podejmują decyzje, ukierunkowują w procesie wychowania, zwracają w stronę dobra, bądź zła. Ma to ogromne konsekwencje dla ich przyszłości. Szkoda tylko, że tak niewiele matek i ojców zadaje sobie z tego sprawę.

Przerażający jest fakt, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, w jak wielką władzę dysponowania sobą zostali wyposażeni i z jakimi mocami mają do czynienia. Zbiega to się z niewiarą w realną obecność osobowego zła, wykpieniem prawdy o istnieniu szatana, zrelatywizowaniem, zdeprecjonowaniem i obniżeniem wartości słowa jako takiego. Wypowiadamy je bezmyślnie, bez głębszej refleksji i zastanowienia. Rzadko zdajemy sobie sprawę z konsekwencji jego używania, jeszcze rzadziej potrafimy powiązać (czasem po długim czasie – nie musi to być relacja na zasadzie: akcja - interakcja) późniejsze złe sytuacje, choroby, niepowodzenia z wcześniejszymi przekleństwami, lekkomyślnym odsyłaniem siebie „do diabła” i pragnieniem, by kogoś „trafiło” to, czy owo. A zależność istnieje bardzo mocna! Ileż razy mam ochotę powiedzieć płaczącej matce, czy rozpaczającemu ojcu: gdzie byliście kilka lat wcześniej? Jakie straszne słowa wypowiadaliście wobec swoich dzieci? Jak rozmawialiście ze sobą? Ile tam było zła, nienawiści, pogardy dla Pana Boga i siebie nawzajem? A teraz się dziwicie?... Zbieracie to, co zasialiście.
Bardzo trudno jest naprawić zło, a uświadomienie sobie po czasie swojej lekkomyślności, której nie można cofnąć, boli podwójnie.

Błogosławcie, nie złorzeczcie
Spotyka się jeszcze tu i ówdzie zwyczaj błogosławienia dzieci przez rodziców przed snem, przed podróżą, przed wyjściem do szkoły. Bywa, że dzieci mają już po 30, 50 lat, przywożą swoje wnuki, a matka, kiedy wracają do siebie, odprowadzając je wzrokiem kreśli nad nimi znam krzyża… Ja bardzo piękny i wymowny to gest. Czasem jest to krzyżyk na czole, innym razem dobre słowo, wezwania Bożego imienia. Ocalał jeszcze tu i ówdzie zwyczaj błogosławieństwa młodych, którzy przychodzą zapraszać na swoje wesele. Narzeczonych wyjeżdżających na uroczystość zaślubin do kościoła błogosławią rodzice w domu. Ceremonia zwykle ma bardzo uroczystą oprawę. Jest to gest zrozumiały, stanowi wyraz miłości, troski, tradycji – ale także wewnętrznego przeświadczenia, że Boża opieka jest najpiękniejszym wianem, jakie wchodzący w samodzielne, dojrzałe życie młodzi mogą otrzymać. Skoro zatem rozumiemy wagę błogosławieństwa, dlaczego tak trudno przyjąć do wiadomości destrukcyjną rolę przekleństwa?
Echo Katolickie
Echo Katolickie
Nr 28


Powyższy artykuł publikujemy dzięki uprzejmości Oficyny Wydawniczej
wydającej tygodnik "Echo Katolickie".
Ten oraz inne ciekawe artykuły i felietony, można przeczytać
w najnowszym numerze tygodnika (nr 28).



POLECAMY:
www.EchoKatolickie.pl
Ludzie onet.pl Digg Del.icio.us Technorati Wykop Śledzik Blip Flaker Facebook Tweeter Google Bookmarks Pinger


Waszym zdaniem: Dodaj komentarz Zobacz wszystkie (0)
Aby dodać komentarz, proszę się zalogować.
Logowanie:
Użytkownik: Hasło: Pamiętaj!   
   Zarejestruj się
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy.

Na skróty:

Polecamy:

Stopka wydawnicza:

© 2002-2015 Chrześcijański Portal Świętego Izydora
Patrona Internetu i Internautów, ISSN 1803-1285
Wydawca:
Consociatio S. Isidori Hispalensis, o.s.
Redaktor naczelny:
Tomasz Adam Kaniewski
Adres redakcji:
Redakcja Portalu św. Izydora,
skrytka pocztowa 59,
57-350 Kudowa Zdrój
Konto bankowe:
Fortis Bank Polska, O/Wrocław
73 1600 1156 0004 0601 7389 6080
Projekt i wykonanie:


Česká verze Wersja polska

0.03331398